Tegoroczny długi majowy weekend dobiega końca. Tym razem upłynął u nas pod znakiem rodzinnych spotkań - gościliśmy u siebie właściwie całą najbliższą rodzinę. Choć jestem raczej samotnikiem, a na co dzień potrzebuję sporo własnej przestrzeni, to jednak muszę przyznać, że fajnie jest obserwować jak dom tętni życiem :) W końcu bez ludzi dom jest tylko budynkiem. I ciepło się robi na sercu, kiedy się widzi że goście chcą do nas wracać i z żalem wyjeżdżają.
Teraz z grillowania trzeba się przestawić na codzienność. Od jutra praca i kolejne koszenie trawy (już trzecie na przestrzeni 1,5 tygodnia!). To niesamowite jak wszystko teraz bujnie rośnie, a najbujniej oczywiście to, na czym nam najmniej zależy, czyli chwasty. Plewienia wobec tego też mi nie zabraknie. Muszę też wreszcie wywieźć z podwórka sporą "górkę" niezbyt żyznej ziemi, która zalega na działce już od roku i szpeci widok. Przy wybieraniu ziemi podczas robienia wylewki w pokoju nazbierało się tego trochę i jakoś nie wiadomo co z tym balastem zrobić, bo do ogródka się nie nadaje. Postanowiłam wyrównać tym bardzo nierówny teren przed domem, wzbogacić kompostem i założyć na tym normalny trawnik zamiast gąszczy chwastów. Może jutro uda mi się do tego zmobilizować, choć będzie ciężko ;)
A póki co parę migawek z ogrodu przedstawiających to, co obecnie poprawia mi nastrój, kiedy ogrom podwórkowej pracy mnie przytłacza :):
W tle kratka, po której pierwszy sezon mają piąć się clematisy i wilce:
Wciąż żywotne tulipany:
Lilak, co dzień zaglądam do moich dwóch jasnofioletowych krzaków, żeby sprawdzić czy już kwiaty się otwarły:
Morze niezapominajek, które rozsiały się w różnych miejscach ogrodu, głównie na trawniku :)
Też jestem samotnikiem z zapotrzebowaniem na własną przestrzeń ;) A co do chwastów - u mnie na piachu rosną genialnie! No chyba że mam glinę, ale to bym raczej zauważyła przez te niemal 4 lata :) I jeszcze jedno nas łączy: też mam na podwórzu brzydki budynek pokryty eternitem. Ale w przeciwieństwie do Ciebie nie mam niestety czasu ani motywacji żeby się nim zająć. Chociaż, jak jeszcze trochę napiszesz o remoncie, to kto wie ;)))
OdpowiedzUsuń:D Z czasem jest u mnie chyba podobnie, ale za to motywację akurat miałam ogromną, bo z najbardziej uczęszczanej części podwórka był paskudny widok na tę ruinę. Bez względu na ilość wysiłku wkładanego, żeby tamtejsza część ogródka wyglądała w miarę przyzwoicie po jednym spojrzeniu w stronę gospodarczego traciłam wewnętrzną harmonię ;) Do remontu zachęcam, fakt, zajmuję mnóstwo czasu, ale efekt naprawdę poprawia nastrój. Nawet mój mąż, który nie lubi takich rozrywek jak już się zaangażował pod małym naciskiem w budowę werandy teraz nie wie jak mogliśmy wcześniej patrzeć na taką ruderę i jest bardzo zadowolony :)
Usuń