piątek, 30 maja 2014

Dysharmonia

Od kiedy pierwszy raz zobaczyłam chatkę miałam ogromną ochotę chwycić za heblarkę, szlifierkę i co tam jeszcze się do tego nadaje i czym prędzej zdrapać ohydny stary lakier na deskach elewacyjnych. Spod łuszczącego się lakieru wszędzie prześwituje sczerniałe drewno. Bardzo mnie to drażni. Są w tym chyba jakieś elementy nerwicy natręctw. Dodatkowo deski w obecnym kolorze (jeśli tak można to nazwać) w zestawieniu z czerwonym dachem, który już tu zastaliśmy powodują, że gdy patrzę na dom nie czuję, że tworzą spójną całość. Dobrze, że dach został wcześniej wyremontowany, a eternit zastąpiony nowym pokryciem, ale ja raczej nie zdecydowałabym się na taki kolor. Wolę ciemnozielony. Z tym już nic nie zrobię, ale ręce mnie swędzą, żeby jak najszybciej zrobić coś z deskami. 


Fragment elewacji spędzającej mi sen z powiek

Przeraża mnie ogrom pracy, ale dopóki tego nie odnowię, nie zaznam spokoju ;) Żeby nie zamęczyć się już na początku, zabrałam się za najmniejszy fragment ściany. Najpierw heblarką usunęłam stary lakier i jak najwięcej sczerniałych fragmentów drewna. Potem do akcji wkroczyła szlifierka. Niestety, na ścianie jest bardzo dużo zagłębień, więc robota była (i jeszcze będzie) naprawdę żmudna. Sporo miejsc musiałam oczyszczać ręcznie dłutkiem. Najprzyjemniejsza część, czyli malowanie, w porównaniu z oczyszczaniem drewna trwała dosłownie chwilę. Namęczyłam się okropnie, ale jestem zadowolona z efektu - pierwsza część ściany jest już gotowa :) :



Teraz została mi już do oczyszczenia tylko cała reszta domu...

środa, 28 maja 2014

Powiew lata

Ostatnie dni upływają pod znakiem iście letnich upałów przerywanych krótkimi orzeźwiającymi burzami. Na szczęście obyło się bez zniszczeń i podtopień przed którymi przestrzegano w prognozach. U nas deszcz okazał się wytchnieniem, dzięki niemu nie musiałam co dzień biegać z konewkami po ogrodzie, bo nie mam gdzie podłączyć węża. Powietrze pachnie już zupełnie inaczej. Przypomniały mi się wszystkie letnie dni z czasów dzieciństwa, które zawsze będą mi się dobrze kojarzyć. Co za tym idzie przyszła znów nachodząca mnie często refleksja jak to wszystko szybko mija. Zdecydowanie za szybko, a wspomnienia dziecięcych zabaw są we mnie tak żywe jakby to wszystko zdarzyło się nie dalej jak w zeszłym roku. Aż łza kręci się w oku. 
Mała część kolekcji łubinów.


Błyskawiczne tempo przemijania widać też doskonale w ogrodzie. Zmiany pojawiają się z dnia na dzień. Wciąż czekam na rozwój kwiatów piwoni, które już od dwóch tygodni wyglądają jakby miały się otworzyć lada chwila. Są za to już pełne wdzięku łubiny i kosaćce bródkowe.

Ostatnia kwitnąca azalia.


Jeszcze jako totalny laik w kwestii pielęgnacji kwiatów dwa lata temu przesadziłam zmarnowane, niekwitnące kosaćce pod starą sieczkarnię/młockarnię (?) i muszę się nimi pochwalić, bo jestem z siebie niezmiernie dumna, że się przyjęły i odwdzięczyły kwitnieniem:


 
Po maszynie pnie się wiciokrzew znaleziony pod nią dwa lata temu w kiepskim stanie.
Kwitnie już także przetacznik pagórkowy, który pojawił się w moim ogrodzie dopiero zeszłej jesieni i jego kwiaty oglądam u siebie pierwszy raz :)

Przetacznik w towarzystwie goździka 

W poniedziałek mąż nieopatrznie wspomniał mi, że właśnie otwierają w naszej wsi sklep ogrodniczy. Potem bardzo tego żałował ;) Nie mogłam przecież wrócić z niego z pustymi rękami, skoro zobaczyłam tam m.in. takie cudo, które urzekło mnie swoim intensywnym kolorem:

Różanecznik

Nie mogłam się również powstrzymać przed kupnem ostróżek i dzwonków, które posadziłam tuż przy powstającej werandzie. Tam też wkradły się zmiany, bo nasza weranda ma już podsufitkę i ułożoną kostkę, a z  robót budowlanych czeka nas już tylko zrobienie balustrady. Cieszę się, że prace dobiegają końca, bo już nie mogę się doczekać siedzenia tam po ciężkim dniu z książką i miętową herbatą w ciepłe letnie wieczory. 





piątek, 16 maja 2014

Energia -100%

Za oknem jakiś koszmar. Niepogłębiony od dawna niby-staw przed moim domem, do którego po zimie i ulewnych deszczach spływa woda z okolicznych pól zapełnia się w ekspresowym tempie. Wczoraj wieczorem był jeszcze pusty. W takie dni jak ten szczerze nienawidzę swojej pracy, która z reguły odbywa się w terenie, niezależnie od pogody, czy deszcz, czy mróz.Z tego powodu mam bóle stawów jak staruszka. W chałupce zewsząd słychać dudnienie deszczu i hulający wiatr. Zaległości we wszelkich dziedzinach mam mnóstwo, ale spadek energii wywołany przez aurę jest jeszcze większy i nie jest łatwo się do czegokolwiek zmusić. Do ogrodu rzecz jasna wyjść się nie da. Pozostają przeddeszczowe wspomnienia, np. skalniaka :



















Skoro nowości ogrodowych dziś nie będzie, skupię się na wnętrzu domu, bo tu przynajmniej jest ciepło i sucho ;) To mój wieczorny kącik czytelniczy. Niestety, łóżko jest zbyt wygodne i co wieczór jest to samo - po bardzo niedługim czasie zasypiam, a mąż wyciąga mi książkę z rąk i gasi światło ;) :

Choć bardzo nie lubię bałaganu, mam trochę naturę chomika i ciężko mi wyrzucać stare rzeczy.  W związku z tym próbuję z nimi zrobić coś, żeby znów stały się przydatne. W domku po poprzednich właścicielach zostały dwa stare nakastliki lub stoliczki nocne jak kto woli. Fornirowane, wypłowiałe i nieco wyszczerbione. W stanie, w jakim je zastałam zdecydowanie nie pasowały do mojej wizji sypialni, ale od czego są farby? Po przemalowaniu, zmianie zawiasów i gałki stoliczek prezentuje się tak:

Choć nie są idealne, to jeszcze trochę nam posłużą. Tak jak stary kredens, tzw. ślązak. Przedziurawiony przez szkodniki, z łuszczącą się farbą, brudny, miejscami zapleśniały był prawdziwą kupką nieszczęścia. Nawet teść, który prawie nigdy nie pozbywa się starych rzeczy, bo przecież zawsze na coś mogą się przydać zachęcał mnie do spalenia tegoż mebelka. Kosztował mnie sporo pracy, ale nie żałuję,bo bardzo mi się przydaje :)


Uciekam, bo muszę wspomóc się kawą :)








niedziela, 11 maja 2014

Pierwsze plony

W tym roku, w miejscu gdzie dawniej był warzywnik, a później przez parę lat ugór rozpoczęłam prace nad ponownym przystosowaniem ziemi do uprawy. Na razie na raty, bo zwyczajnie nie mam czasu, ani siły na większe rewolucje na tym obszarze, tak więc w sporej części znajduje się póki co "plantacja" podagrycznika ;), a na reszcie zrobiłam niewielkie rabatki, ogrodzone drewnianymi ramami. 


I dziś mogę się cieszyć smakiem swoich pierwszych w życiu własnoręcznie wyhodowanych ekologicznych warzywek :) Radość mam z tego ogromną :) Rukolę, szpinak i rzodkiewki wysiałam dosyć wcześnie, dlatego już od dwóch tygodni możemy je zajadać. Podobnie jak zieloną cebulkę. Rukola dosłownie zwariowała, nie nadążam za jej zrywaniem. Nie wszyscy lubią jej ostry smak, ale ja uwielbiam kanapkę ze sporą ilością jej liści.
 

Przepyszne rzodkiewki i szpinak - niczym niepryskane :)





Bukiet bzu poprawia mi nastrój w dosyć ponure ostatnio dni, a jego zapach unosi się w całej kuchni. Za wazon posłużyła podniszczona, znaleziona w gospodarczym kanka na mleko, pierwotnie pomarańczowo-żółto-brązowa w prlowski kwiatowy wzór. Niezbyt pasowały mi te klimaty, więc raz dwa pomalowałam ją na biało i już nie leży zapomniana gdzieś w klamociarni.









Stare strychy, piwnice, garaże itp. kryją w sobie prawdziwe skarby. Trzeba tylko przymknąć oko na pajęczyny, obdrapania, czasem niezbyt atrakcyjne kolory. Prawie wszystko można jakoś przerobić i dostosować do swoich potrzeb. Tak zrobiłam np. z tym starym rozklekotanym brzydkobrązowym krzesłem i jeszcze starszą, zszarzałą i brudną kobiałką:







Kobiałkę wyszlifowałam, zabejcowałam na kolor starego drewna mixem naparu z herbaty i czarnej farby, a następnie fragmenty pobieliłam i całość zawoskowałam. Wiosną wylądowały w niej fiołki, pierwiosnki i żonkile, na zdj. już niestety przywiędłe ;) Niedługo wylądują w niej nasturcje. Krzesło wzmocniłam, przemalowałam przetarłam gdzieniegdzie i dołączyłam do kompletu stary blaszany dzban, który wcześniej  oczyściłam z rdzy - teraz służy za donicę dla margerytek.














Podobnie rzecz miała się z estarą skrzynką, którą znalazłam pod mnóstwem słomy i siana sprzed kilkudziesięciu lat na tzw. fiśli ;) Wyglądała dosyć smutno, taka brudna i poczerniała, ale, choć pewnie zabrzmi to głupio, od razu poczułam do niej sentyment. Postanowiłam, że będę hodować w niej zioła. Odnowiłam ją tym samym sposobem co kobiałkę, a następnie namalowałam napis. A to skrzynka po liftingu:



Zachęcam do przeszukania swoich strychów :)







czwartek, 8 maja 2014

Zwykły dzień

Prace nad werandą ciągle trwają. Niestety jak to zwykle bywa wszystkie etapy zajmują w efekcie więcej czasu niż się początkowo zakładało. Niemniej jednak, przy tym co już zrobiliśmy niewiele pozostało do zrobienia :) Dziś oficjalnie zakończyłam malowanie ściany. Brakuje nam jeszcze balustrady i trzeba ułożyć kostkę. Trochę tylko przeraża mnie myśl, że weranda to tylko mała część budynku, który cały woła o remont, ale chyba pomartwię się tym później ;) 
Czas prac podwórkowo-remontowych umilają mi zamieszkujące działkę zwierzaki, które chętnie obserwuję w ramach przerwy: standardowo pies Agat, który zawsze, czegokolwiek bym nie robiła siedzi tuż obok :) i nasi ptasi współlokatorzy - para szpaków i para sikorek, które na swój dom wybrały sobie nasz strych, a także gniazdujące na działce drozdy. Raz po raz kursują po gałązki i robaczki dla piskląt, dreptają po trawniku, a dziś byłam też świadkiem zaciętej walki szpaka z sójką, wygranej przez mojego małego przyjaciela. Codziennie mogę również posłuchać jego pieśni, którą wyśpiewuje zawsze siedząc przy piorunochronie i przyozdabiając dach domu w białe plamy wiadomego pochodzenia. Od czasu do czasu tuż obok mnie przysiada się kopciuszek i przez chwilę obserwujemy się wzajemnie :) Lubię to ich ciągłe towarzystwo, a i one chyba też się do mnie przyzwyczaiły. 
Wiosna to zdecydowanie moja ulubiona pora roku, śpiewające ptaki, świeże zieloniutkie liście na drzewach, kolorowe krzewy i ten jedyny w swoim rodzaju zapach powietrza - czego chcieć więcej ;)?
Teraz w ogrodzie swój najlepszy czas mają lilaki, azalie i rododendrony:





 Te stare azalie pachną powalająco, w tle jedyny na razie w moim ogrodzie rododendron:






Choć te krzewy obecnie najbardziej zawłaszczają uwagę wchodzących na podwórko, to przecież nie jedyne warte uwagi roślinki kwitnące o tej porze. Ot, choćby niewielka dąbrówka rozłogowa, którą bardzo polubiłam:

 

Zmiana warty tulipanów - duże przekwitają, małe dopiero rozkwitły:





niedziela, 4 maja 2014

Majówka

Tegoroczny długi majowy weekend dobiega końca. Tym razem upłynął u nas pod znakiem rodzinnych spotkań - gościliśmy u siebie właściwie całą najbliższą rodzinę. Choć jestem raczej samotnikiem, a na co dzień potrzebuję sporo własnej przestrzeni, to jednak muszę przyznać, że fajnie jest obserwować jak dom tętni życiem :) W końcu bez ludzi dom jest tylko budynkiem. I ciepło się robi na sercu, kiedy się widzi że goście chcą do nas wracać i z żalem wyjeżdżają. 
Teraz z grillowania trzeba się przestawić na codzienność. Od jutra praca i kolejne koszenie trawy (już trzecie na przestrzeni 1,5 tygodnia!). To niesamowite jak wszystko teraz bujnie rośnie, a najbujniej oczywiście to, na czym nam najmniej zależy, czyli chwasty.  Plewienia wobec tego też mi nie zabraknie. Muszę też wreszcie wywieźć z podwórka sporą "górkę" niezbyt żyznej ziemi, która zalega na działce już od roku i szpeci widok. Przy wybieraniu ziemi podczas robienia wylewki w pokoju nazbierało się tego trochę i jakoś nie wiadomo co z tym balastem zrobić, bo do ogródka się nie nadaje. Postanowiłam wyrównać tym bardzo nierówny teren przed domem, wzbogacić kompostem i założyć na tym normalny trawnik zamiast gąszczy chwastów. Może jutro uda mi się do tego zmobilizować, choć będzie ciężko ;)
A póki co parę migawek z ogrodu przedstawiających to, co obecnie poprawia mi nastrój, kiedy ogrom podwórkowej pracy mnie przytłacza :):

 Doczekałam się kwitnienia jabłoni, w ciągu dnia cały drzewa "szumią" od pracy owadów:
 


 W tle kratka, po której pierwszy sezon mają piąć się clematisy i wilce:


Wciąż żywotne tulipany:



 Lilak, co dzień zaglądam do moich dwóch jasnofioletowych krzaków, żeby sprawdzić czy już kwiaty się otwarły:



Morze niezapominajek, które rozsiały się w różnych miejscach ogrodu, głównie na trawniku :)