W tym roku, w miejscu gdzie dawniej był warzywnik, a później przez parę lat ugór rozpoczęłam prace nad ponownym przystosowaniem ziemi do uprawy. Na razie na raty, bo zwyczajnie nie mam czasu, ani siły na większe rewolucje na tym obszarze, tak więc w sporej części znajduje się póki co "plantacja" podagrycznika ;), a na reszcie zrobiłam niewielkie rabatki, ogrodzone drewnianymi ramami.
I dziś mogę się cieszyć smakiem swoich pierwszych w życiu własnoręcznie wyhodowanych ekologicznych warzywek :) Radość mam z tego ogromną :) Rukolę, szpinak i rzodkiewki wysiałam dosyć wcześnie, dlatego już od
dwóch tygodni możemy je zajadać. Podobnie jak zieloną cebulkę. Rukola
dosłownie zwariowała, nie nadążam za jej zrywaniem. Nie wszyscy lubią
jej ostry smak, ale ja uwielbiam kanapkę ze sporą ilością jej liści.
Przepyszne rzodkiewki i szpinak - niczym niepryskane :) |
Bukiet bzu poprawia mi nastrój w dosyć ponure ostatnio dni, a jego zapach unosi się w całej kuchni. Za wazon posłużyła podniszczona, znaleziona w gospodarczym kanka na mleko, pierwotnie pomarańczowo-żółto-brązowa w prlowski kwiatowy wzór. Niezbyt pasowały mi te klimaty, więc raz dwa pomalowałam ją na biało i już nie leży zapomniana gdzieś w klamociarni.
Stare strychy, piwnice, garaże itp. kryją w sobie prawdziwe skarby. Trzeba tylko przymknąć oko na pajęczyny, obdrapania, czasem niezbyt atrakcyjne kolory. Prawie wszystko można jakoś przerobić i dostosować do swoich potrzeb. Tak zrobiłam np. z tym starym rozklekotanym brzydkobrązowym krzesłem i jeszcze starszą, zszarzałą i brudną kobiałką:
Kobiałkę wyszlifowałam, zabejcowałam na kolor starego drewna mixem
naparu z herbaty i czarnej farby, a następnie fragmenty pobieliłam i
całość zawoskowałam. Wiosną wylądowały w niej fiołki, pierwiosnki i
żonkile, na zdj. już niestety przywiędłe ;) Niedługo wylądują w niej
nasturcje. Krzesło wzmocniłam, przemalowałam przetarłam gdzieniegdzie i dołączyłam do kompletu stary blaszany
dzban, który wcześniej oczyściłam z rdzy - teraz służy za donicę dla
margerytek.
Podobnie rzecz miała się z estarą skrzynką, którą znalazłam pod mnóstwem słomy i siana sprzed kilkudziesięciu lat na tzw. fiśli ;) Wyglądała dosyć smutno, taka brudna i poczerniała, ale, choć pewnie zabrzmi to głupio, od razu poczułam do niej sentyment. Postanowiłam, że będę hodować w niej zioła. Odnowiłam ją tym samym sposobem co kobiałkę, a następnie namalowałam napis. A to skrzynka po liftingu:
Zachęcam do przeszukania swoich strychów :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz